Wspomnienie z pogrzebu śp. Prałata Ks. Stanisława Kłóska

Do nieba "boso"...

W ostatnich dniach listopada komunikat kurii diecezjalnej zielonogórsko gorzowskiej poinformował, że dnia 25.11.2013 roku zmarł w Lubsku ks. prałat Stanisław Kłósek.

Z parafii Gosprzydowa pojechaliśmy 5-cio osobową delegacją do Trzciany zabierając wiązankę kwiatów oraz zebrane od serca ofiary od parafian na Msze święte za Zmarłego. Dołączyliśmy do innych delegacji z rodzinnej miejscowości i kapłanów z Tarnowa, Mielca, Krynicy, Bobowej, w szczególności kolegów rokowych i przyjaciół z ks. Infułatem Władysławem Kostrzewą. Autokarem pokonaliśmy trasę około 500 km do Lubska. Uroczystości pogrzebowe określono na godzinę 11.oo. Zastaliśmy kościół wypełniony wiernymi i mnóstwem kapłanów gotowych do celebry.

Trumna ze zmarłym Ks. Stanisławem była otwarta, na niskim katafalku, cała w kwiatach rozłożonych w nieładzie - niewiele wieńców raczej wiązanki.

Aktualny proboszcz Lubska zakomunikował, że rodzina i przyjaciele mogą pożegnać się ze zmarłym, po czym trumna zostanie zamknięta i rozpoczną się uroczystości pogrzebowe. Kolejka była długa - my także żegnaliśmy się: od siebie i w imieniu parafian z Gosprzydowej.

Najświętszą Ofiarę sprawowało ok. 100 kapłanów. Uroczystości pogrzebowe prowadził JE ks. dr Stefan Regmunt, Ordynariusz diecezji zielonogorsko-gorzowskiej. Naszą parafię reprezentowali ks. dr Michał Machał oraz Ojciec Jerzy Bakalarz. We Mszy św. uczestniczyły niezliczone rzesze wiernych, przedstawiciele władz oraz instytucji z pocztami sztandarowymi. Odczytano fragment testamentu. Zmarły ks. prałat Stanisław Kłósek zapisał w nim ostatnia wolę - chce, by trumna była z miękkiego drewna, pochowany ma być w ziemi - na pogrzebie nie wygłaszać przemówień o mnie, jeśli ktoś ma życzenie, to zamiast kwiatów na pogrzeb, proszę wesprzeć ubogich.

Po Mszy św. wyruszył kondukt pogrzebowy- pieszo przez miasto Lubsko. Odległość do cmentarza była bardzo duża. Kondukt prowadził J.E. ksiądz Biskup Ordynariusz. Niezliczone rzesze wiernych, dużo młodzieży, dzieci. Wokoło widać było w ich rękach małe bukiety kwiatów, a u młodzieży pojedyncze, piękne białe i liliowe róże. Miasto Lubsko było sparaliżowane. Zamknięte ulice - policja i służby porządkowe skutecznie strzegły bezpieczeństwa uczestników pogrzebu. Głośno i wyraźnie prowadzone modlitwy i śpiew. Wszystkim towarzyszyło ogromne skupienie - wszyscy włączali się w śpiew i modlitwy przez cały czas - to było niezwykłe. Pochód trwał ponad godzinę. Mimo początkowo niezbyt ładnej pogody, kilka razy z za chmur wychyliło się słońce, jakby i ono chciało się przyłączyć do tego majestatycznego pochodu, którego nie było widać końca. Gdy czoło przemierzało aleje dużego cmentarza, koniec pochodu tkwił jeszcze w mieście. Odnosiło się wrażenie, że nikt w domach nie pozostał; chyba tylko ci, co nie mogli chodzić. Kiedy cmentarz zapełnił się wiernymi rozpoczęto modlitwy nad grobem. Poświęcono drewniany krzyż, który stanął nad mogiłą okrytą kwiatami.

Nad grobem zaproszono do pożegnania przez delegacje. Jako pierwszy pożegnał zmarłego Ojciec Jerzy Bakalarz. Nakreślił rzetelnie życie i dokonania ks. Stanisława Kłóska poczynając od pracy Jego Stryja, proboszcza w Gosprzydowej, poprzez parafie, w których tak pięknie pracował zmarły obecnie jego bratanek. Kończąc pożegnał Zmarłego słowami: "dziękuję Ci za piękny wzór kapłaństwa". Pamiętam, że gdy zmarł jego Stryj, to młody ks. Stanisław, na pożegnanie na szarfie wieńca dokładnie napisał te same słowa.

Wystąpień pożegnalnych było jeszcze kilka - wszyscy podkreślali jego piękne życie kapłańskie, pełne modlitwy i służby bliźniemu z miłością.

Zwieńczeniem tych słów pożegnalnych było podkreślenie, przez proboszcza Lubska, że w obecnych czasach, kiedy tak często słyszy się krytykę kapłanów - wzór życia i pracy Zmarłego jest dowodem, że warto być kapłanem i warto żyć na miarę sługi Jezusa Chrystusa.

Osoba ks. Stanisława Kłóska jest nam dobrze znana albowiem jego stryj również Stanisław był proboszczem w Gosprzydowej od 1949 roku i jako gorliwy i przedsiębiorczy proboszcz mimo słabego zdrowia uformował duchowo parafię modlitwą i przykładem ale też dbał o kościół i inne budynki prowadząc liczne remonty i rozbudowę. Starał się również o wprowadzenie do wioski zdobyczy techniki -to w dużej mierze Jemu wioska zawdzięcza elektryfikację czy drogę Gosprzydowa-Gnojnik. Po długoletnich cierpieniach zmarł 18 września 1971 r. spoczywa na naszym cmentarzu.

Obydwaj pochodzili z Trzciany niedaleko Gosprzydowej. Młody wówczas bratanek Stanisław często odwiedzał swojego stryja, zapewne bacznie obserwując jego życie i pracę i być może, że to tu, u Matki Bożej Gosprzydowskiej zrodziło się jego powołanie do kapłaństwa, bo po zdaniu matury w 1960 roku rozpoczął formację duchową w Seminarium Duchownym w Tarnowie. Jednakże po dwóch latach w 1963 roku został wezwany razem z innymi alumnami do służby wojskowej, co miało na celu wygaszenie powołań do stanu duchownego. Zamiary ówczesnych rządów w większości jednak nie powiodły się, bo zwykle klerycy powracali do seminariów. Tak też było w przypadku ks. Stanisława Kłóska. Szczęśliwie skończył studia i święcenia kapłańskie przyjął w 1967 roku. Pracował w parafii Szczucin skąd został przeniesiony do Gosprzydowej do swego Stryja z powodu jego ciężkiej choroby. Po śmierci Ks. kanonika chwilę pracował w Brzezinach potem w parafii Tarnów Mościce. W tym też czasie kontynuował studia magisterskie w Krakowie. Diecezja tarnowska obfitowała w powołania kapłańskie - natomiast diecezje na ziemiach zachodnich pilnie potrzebowały kapłanów- stąd jego decyzja o przeniesienie do Diecezji Gorzowskiej.

Pierwszą parafią był Sulechów: były to lata 1975-1979. Od roku 1979 do 1989 - a więc na 11 lat - został mianowany kustoszem sanktuarium Najświętszej Marii Panny w Rokitnie.

Kilka informacji o parafii w Rokitnie:

Kościół w stylu barokowym z 1762 roku. Położony w pięknej lesistej okolicy podniesiony do rangi Bazyliki mniejszej przez Papieża Jana Pawła II. To największe w diecezji gorzowskiej sanktuarium pod wezwaniem Matki Bożej Cierpliwie Słuchającej. Znak szczególny Obrazu- odsłonięte ucho Madonny - stąd tytuł Obrazu. Obraz namalowany w XVI w przez mistrzów szkoły niderlandzkiej na drewnie lipowym. Początkowo był w rękach prywatnych na Kujawach u rodzin Stawickich potem Wacława Leszczyńskiego - Koronnego Królestwa Polskiego. Poprzez kolejne darowizny trafił do Opatów Klasztoru Cystersów z Bledzewa i tam stał się słynny z powodu licznych cudów. Dnia 4 .III.1670 roku biskup poznański po licznych dochodzeniach uznał obraz za cudowny. Jakiś czas był na zamku królewskim w Warszawie następnie z królem Wiśniowieckim peregrynował pod Lublin w celu stłumienia buntu szlachty.Na polu bitwy bez rozlewu krwi zawarto pokój, a król w podzięce ofiarował Matce Bożej Koronę Królewską. Na obrazie umieszczony jest biały orzeł z napisem: "Daj Panie pokój dniom naszym". Do Rokitna Obraz przywiózł Opat Jan Opaliński 24 listopada 1671 r.

Na jednej z rycin z roku 1671 umieszczony jest napis: "Chwało Wzgórza Rokitniańskiego, porcie rozbitków morskich, nadziejo jedyna jej pozbawionych. Zajaśniało cudami i zatwierdzono w 1671 r."

Ksiądz Stanisław Kłósek objął parafie rokitniańską w 1979 roku w kiepskim stanie, tak kościół jak też plebanię. Mimo wielkich trudności w zdobyciu materiałów i funduszy wyremontował gruntownie kościół i wybudował plebanię. Materiały pozyskiwano głównie z rozbiórki starych poniemieckich budynków. Wobec licznych pielgrzymek do tego cudownego miejsca zachodziła potrzeba wybudowania miejsc noclegowych oraz zaplecza gospodarczego dla zapewnienia wyżywienia pielgrzymów. Ks. Kłósek, sobie tylko wiadomymi sposobami, wybudował i oddał w roku 1983 dom rekolekcyjny - 50 pokoi i całą infrastrukturę gospodarczą. Dziennie można było przyjąć i nakarmić ponad 100 osób.

Dbając o rozszerzenie kultu maryjnego doprowadził parafię do koronacji cudownego obrazu Matki Bożej Rokitniańskiej koronami papieskimi. Koronę na skronie Madonny poświęcił w Rzymie papież Jan Paweł II w dniu 22 kwietnia 1989 r. w obecności ks. Stanisława Kłóska. Nałożenia korony na obraz Madonny w Rokitnie dokonał 18.VI.1989 r. Prymas Polski Kardynał Józef Glemp wraz z całym niemal Episkopatem Polski oraz wiernymi w liczbie około 120 tysięcy. Jak określił to Ks. Stanisław Kłósek w wywiadzie udzielonym po tych uroczystościach: "Rokitno stało się polską Kaną Galilejską".

Po spełnieniu tych dzieł w tym samym roku ks. Stanisław Kłósek został przeniesiony do Lubska, do parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa. Tu czekało wiele zadań, zarówno w sferze duchowej jak i gospodarczej. I znowu trzeba było zakasać rękawy i zabrać się do budowy. Nowy proboszcz wybudował duży, trzypiętrowy dom-plebanię, przekazując połowę na potrzeby szkoły podstawowej dla tamtejszych dzieci. Wyremontował kościół filialny w miejscowości Mierków, następnie w latach 1990 do 1998 rozbudował istniejący kościół powiększając dotychczasowy prawie drugie tyle. Wyremontował i dostosował duże dwa pomieszczenia na kawiarenkę z pełnym wyposażeniem kuchennym i sanitarnym gdzie młodzież i starsi mogą w godziwych warunkach się spotykać. Przy większych uroczystościach z okazji odpustów czy innych uroczystościach, których tam nie brakowało pomieszczenia te służą jako jadalnia bo pomieszczą wiele osób.

W ostatnim czasie, tuż przed odejściem na emeryturę wstawił dwa piękne witraże do prezbiterium w dobudowanej części kościoła, oraz na placu przykościelnym, na którym była studnia obfitująca w wodę pitną, wybudował bardzo efektowna fontannę, a na cokole ustawił Figurę Maryi Niepokalanie Poczętej.

Przy tym wszystkim nie zaniedbywał formowania sumień poprzez liczne nabożeństwa, rekolekcje stanowe, codzienną obecność w konfesjonale.

Z czułością i delikatnością odnosił się do osób starszych i chorych. Pomagał wszystkim jak tylko mógł zdobyć prace o co na tych terenach jest do dziś bardzo trudno. Uczył słowem i przykładem pracy, by mogli jakoś żyć. Był kapłanem ubogim i skromnym pod każdym względem na miarę Chrystusowego Kapłaństwa. Pomimo tytułu Prałata - zaszczyty nie były Jego udziałem, raczej praca, praca, praca. Wyczerpany organizm od dłuższego czasu dawał o sobie znać. Przeżył dwa wylewy, które ograniczały jego sprawność fizyczną. Ukończywszy 70 lat przeszedł na emeryturę. Nie chcąc opuścić swoich parafian, których bardzo kochał i służył im ze wszystkich swoich sił, zamieszkał wśród nich zwyczajnie w domu prywatnym we wspólnocie z dwiema staruszkami liczącymi około 90 lat, a w ostatnim czasie przygarnięto jeszcze trzecia - i w takim otoczeniu Pan powołał go siebie nagle 25 listopada w godzinach porannych gdy ubierał się do kościoła, jak codziennie w celu odprawienia Mszy Świętej.

Opowiadając o ostatnich godzinach życia ks. Kłóska, jedna z parafianek ze smutkiem mówiła, że opiekunka, pomagając mu się ubrać, by go zawieść do kościoła, nie zdążyła mu założyć drugiego buta, gdy przyszedł gwałtowny atak serca. Na te słowa zareagowałam spontanicznie mówiąc, iż do nieba nie idzie się w butach - co wywołało uśmiech na twarzach słuchających. Stąd tytuł tego świadectwa o życiu i pracy niezwykłego kapłana.

Wanda Prus