Klęski żywiołowe

Od najdawniejszych czasów parafię doświadczały różne klęski żywiołowe.

Wioska nawiedzana była często przez burze i nawałnice z piorunami, powodujące pożary, a nawet i ofiary w ludziach. Okoliczności te stały się inspiracją do wybudowania na Rotowskim pięknej kapliczki pw. Wspomożenia Wiernych.

Kapliczka na
Rotowskim

W dniu 29.06.1960 roku, zaraz po niedzielnej sumie od strony południowo-zachodniej nadciągnęła ogromna chmura przynosząc gwałtowną burzę. W ciągu niecałej godziny rzeka Uszwica wezbrała po brzegi i wkrótce z nich wystąpiła. Woda spływając ze stoków rozlewała się wokół organistówki i kościoła tworząc jakby jezioro. Łąki powyżej i poniżej mostu od góry tymowskiej były zalane wodą. Całe lato padały deszcze. Szalały więc rzeki - Wisła, Dunajec oraz nasza Uszwica. W czasie jednej burzy runęła olbrzymia lipa koło dzwonnicy. W następnym roku znowu runęła wielka odnoga lipy stojącej przy parkanie kościelnym od strony południowo-zachodniej. Podkreślić należy, że drzewo to pomimo południowego wiatru nie runęło na kościół, lecz położyło się wzdłuż niego nie czyniąc żadnych szkód. Wypadek ten świadczy o nieustannej opiece Matki Bożej nad kościołem.

Kolejna klęska żywiołowa nawiedziła naszą parafię w roku 1997. W lipcu ulewne deszcze doprowadziły do wielkiej powodzi w Polsce. Gosprzydowa również przeżyła chwile grozy. Zwykle spokojna i niegroźna rzeka Uszwica rozlała się szeroko na łąkach gosprzydowskich. Rwąca fala zagrażała zabytkowemu kościołowi. Ks. proboszcz Edward Szczurek z najbliższymi sąsiadami, z niepokojem spoglądali na rozlewającą się coraz szerzej wodę. Kiedy sięgnęła placu kościelnego, oblewając budynek z dwóch stron, zgromadzeni parafianie gotowi byli ewakuować kościół. Jak wspominają - były to chwile grozy, niepokoju i oczekiwania pełnego napięcia. W sercach rodziło się westchnienie "Maryjo, ocal Dom Boży!"

Przez kilkanaście minut woda utrzymywała się na poziomie placu kościelnego, kilkanaście centymetrów poniżej progu. Później wolno zaczęła opadać. Nikt z zebranych nie miał wątpliwości, że na ich oczach stał się cud. Ocalenie gosprzydowskiej świątyni zawdzięczamy Najświętszej Maryi.

Podczas tej powodzi wody Uszwicy zalały wiele hektarów pól i łąk. Dwie zagrody gospodarskie zostały spustoszone przez żywioł. Zniszczeniu uległy drogi, mosty, uprawy. Woda zabierała wszystko, co napotkała na swojej drodze. Również figurka św. Jana Nepomucena, stojąca obok mostu, została porwana przez wezbrane wody.

W sierpniu 1999 roku miała miejsce burza o niespotykanej sile. Kule gradowe wielkości piłek golfowych zniszczyły większość dachów na budynkach, zgromadzone w stodołach zbiory i uprawy na polach, powybijały szyby w oknach. Straty były ogromne. Padający deszcz wdzierał się przez rozbite dachy do budynków, zalewał dobytek ludzi w mieszkaniach i zabudowaniach gospodarczych. Większość pokryć dachowych na budynkach trzeba było wymienić. Mieszkańcy jednoczyli siły, aby odbudować zniszczenia i przygotować gospodarstwa do trudnej pory jesienno - zimowej.

Czytając powyższe opisy nie sposób oprzeć się wrażeniu, że wioska nasza doświadcza zadziwiającej opieki. Gosprzydowska Pani z jednej strony strzeże nas przed prawdziwie tragicznymi skutkami żywiołów, z drugiej zaś - niczym zatroskana Matka - nieustannie przypomina czlowiekowi, że nie on jest panem wszechświata, że bez Bożej pomocy i opieki jest bezradny jak dziecko.